Wróciłem z tego Sandomierza piekielnie przeziębiony i pozbawiony wszelkiej motywacji. Chyba nie jestem w stanie przywiązać się do bloga - lub jakiegokolwiek innego pamiętnika - skoro nie mam ochoty dzielić się z nim i resztą świata rzeczywistymi zmartwieniami. Bo cały ten niby-projekt, który prowadziłem w sierpniu, za podstawę miał najzwyklejszą nudę stanu beztroskiego. Czy już wyczerpał się cały mój zapał?
Nie wiem, naprawdę nie wiem, nie wiem czy nie zaoszczędzić czasu - a innym być może oczu - niewypisując tutaj takich pustych notek - jak ta - w chwili w istocie bardzo nieciekawej, choć ludzkiej - jak ta.
Jutro wieczorem wszystko może być inne. Jak zwykle, ale nie zawsze wie się o tym dzień wcześniej.